piątek, 29 marca 2019

Musical na kartach powieści: "Drogi Evanie Hansenie" [RECENZJA]

O musicalu "Dear Evan Hansen" zrobiło się w ciągu ostatnich lat bardzo głośno. Na tyle, że jego twórcy postanowili opowiedzieć historię stworzonego przez siebie bohatera raz jeszcze... 
   Mając świadomość - czytamy w opisie dzieła Vala Emmicha, które w tym roku trafiło do rąk polskich czytelników - że nie każdy będzie mógł obejrzeć broadwayowskie przedstawienie, twórcy postanowili upowszechnić historię Evana w formie powieści, by udowodnić, że porusza ona tak samo w innej odsłonie. 
   Wydaje się jednak, że celem nowojorskich autorów wcale nie jest zabawa formą, a coś o wiele bardziej istotnego: dotarcie do szeregu samotnych i pogubionych w swoich głowach nastolatków, którzy potrzebują iskierki nadziei na to, że wcale nie muszą być sami. Samotność - oto problem, z którym utożsamia się dziś zbyt wielu ludzi, który został zauważony przez twórców musicalu oraz książki - i na który, dzięki tej muzyczno-literackiej terapii udało się choć w małym stopniu zaradzić. Nie są to puste słowa - na całym świecie powstają grupy miłośników historii Evana Hansena, w których odnajduje się nie tylko teatralne dyskusje oraz różnego rodzaju fanarty - grupy te dają ich członkom obecność ludzi podobnych do nich, którzy otwarcie mówią o tym, jak bardzo potrzebują ciepła drugiej osoby i dzięki temu mogą takie ciepło otrzymać. Chyba trudno wskazać w ponad stuletniej historii musicalu dzieło, które miałoby na swoim koncie tak ogromną zasługę wobec społeczeństwa.
   Evan Hansen, tytułowy bohater musicalu oraz powieści, to nastolatek borykający się z zaburzeniami lękowymi oraz fobią społeczną. Za radą swojego terapeuty pisze do siebie listy, które mają mu pomóc zgromadzić w jego życiu więcej pozytywnych afirmacji - w pewnym momencie jednak jeden z listów trafia w ręce Connora Murphy'ego, który niedługo potem popełnia samobójstwo. Evan zostaje błędnie uznany za przyjaciela zmarłego chłopaka, co prowadzi do wielu niespodziewanych sytuacji - a już najmniej spodziewanych dla samego Evana, który, nagle otrzymawszy zainteresowanie rówieśników oraz ciepło i serdeczność państwa Murphy, znajduje dawno utracone poczucie bezpieczeństwa.
   Ogromna popularność tej historii na całym świecie może powodować, że pierwsze zetknięcie z powieścią zakończy się lekkim rozczarowaniem: historię w niej przedstawioną można by streścić w jednej czwartej jej objętości. Dużo miejsca zajmują przemyślenia bohaterów oraz opisy ich relacji, które na początku trochę się dłużą. Jednak ani przez chwilę nie traci się poczucia, że autor podszedł do swojego zadania z niezwykłą znajomością ludzkich charakterów, momentami wręcz bezlitośnie portretując niektóre społeczne zachowania. Bardzo trafna jest również perspektywa głównego bohatera, który postrzega świat przez pryzmat swojego od lat niezaspokojonego głodu emocjonalnego, z jednej strony mając w sobie mnóstwo wrogości, a z drugiej - wciąż odczuwając tęsknotę. Wiele z tych pojawiających się na kartach książki emocji udało się twórcom przenieść na płaszczyznę muzyki; słuchanie ścieżki dźwiękowej musicalu "Dear Evan Hansen" po zapoznaniu się z treścią powieści jest, wydawać by się mogło, obowiązkowym zadaniem każdego, kto poznał tę historię tylko w formie papierowej. Pewne sytuacje, czy przemyślenia, wydają się wprost stworzone do wyrażenia ich przez muzykę, która jest zupełnie innym nośnikiem, niż karty powieści. I nie da się tutaj powiedzieć, który z tych nośników jest lepszy; w pewnym momencie wydaje się wręcz, że jeden jest naturalnym następstwem drugiego, a oba są tak samo potrzebne, aby historia Evana Hansena została z nami na dłużej. Bo choć pierwsze zetknięcie bywa trudne - tak samo, jak trudne jest zmierzenie się z demonami czającymi się w zakamarkach ludzkich dusz - to spędzenie czasu z bohaterami, poznanie ich i zrozumienie, czym się w życiu kierowali, jest pierwszym krokiem do znalezienia dla historii Evana Hansena specjalnego miejsca w swoim życiu. Niewątpliwie jest to pozycja, do której chce się wracać i w której za każdym razem znajduje się coś nowego. Lecz jedno pozostaje zawsze takie samo, a jest to - ogromny zastrzyk nadziei na to, że żadna, nawet najgłębsza samotność, nie jest wyrokiem dożywocia. 
   "Drogi Evanie Hansenie" to powieść, która pozwala w łatwy i ciekawy sposób poznać treść musicalu, który w tym momencie jest towarem bardzo ekskluzywnym. Jednak nie to jest jej największą zaletą; dzięki tej pozycji w niejednym sercu może zagościć nadzieja, która nie jest chwilowym promyczkiem, który zgaśnie, gdy tylko rozstaniemy się z bohaterami. To przede wszystkim piękny i bardzo wartościowy drogowskaz. Odsłania on przed nami trudne, przeżywane przez wielu z nas emocje, nazywa je po imieniu, niektóre z nich egzorcyzmuje, a pozostałe zostawia nam do świadomego przepracowania. Oczywiście, powieść nie może nikomu z nas zastąpić terapeuty, a sam fakt jej przeczytania nie sprawi, że zdrowie psychiczne osób, którym jest szczególnie ciężko, ulegnie natychmiastowej poprawie. Jednak zastrzyk wsparcia oraz głośne i wyraźne wezwanie do tego, by zwracać uwagę na ludzi wokół siebie, to pierwszy krok do pozytywnej zmiany w życiu każdej osoby trawionej głodem emocjonalnym. Najważniejsza lekcja wypływająca z lektury jest jednocześnie bardzo prosta: być blisko i nigdy, pod żadnym pozorem nie dopuścić do tego, by ktoś, mieszkając na planecie liczącej ponad siedem miliardów ludzi, odebrał sobie życie z powodu samotności.

1 komentarz:

  1. Fakt, że ta historia opowiada o radzeniu sobie z emocjami w pewnym sensie zachęca mnie do sięgnięcia po tę książkę w końcu, bo to bliski mi temat ;) Trochę się jej obawiam, bo jak książka powstaje w oparciu o inne dzieło to jakoś jestem automatycznie sceptycznie nastawiona, ale postaram się zapomnieć o tym, że podstawą dla tej historii jest musical.

    PS Chyba już Ci to pisałam, ale naprawdę podziwiam Twój styl pisania i ogólnie podziwiam Twój sposób wypowiadania się o teatrze czy, w tym wypadku, książce. Świetnie potrafisz swoje emocje przekazać :)

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty