sobota, 8 sierpnia 2020

"Wschód Księżyca" Magdaleny Zimniak - Tatry i niebezpieczna miłość [Nie tylko musical]

Grafika: Lubimyczytac.pl
Po książki autorstwa Magdaleny Zimniak sięgam już od paru lat. A dokładniej - odkąd odkryłam "Białe róże dla Matyldy" i przeczytałam je jednym tchem, nie śpiąc i nie jedząc. Losy Beaty oraz jej ciotki Matyldy pochłonęły mnie całkowicie i zostawiły wiele pytań, na które wciąż nie umiem znaleźć satysfakcjonujących odpowiedzi. Myślę, że bez względu na to, jak piękne dzieła stworzy jeszcze Magdalena Zimniak, "Białe róże..." na zawsze zostaną dla mnie tą najważniejszą, najbardziej ukochaną jej powieścią. Niemniej czas spędzony przy lekturze "Wschodu Księżyca" również uważam za fascynujący i chętnie jeszcze kiedyś do tej historii powrócę.
    Przedstawiana tutaj historia skupia się wokół młodej kobiety, Moniki, która jest z pozoru szczęśliwą żoną i matką, jednak nosi w sobie trudną i niezrozumiałą dla świata tajemnicę: po brutalnym gwałcie, który przeżyła w wieku dwunastu lat, stała się duchem, a ciało, w którym wciąż żyje, nie należy do niej. Ma odzyskać je dopiero w momencie, gdy spotka właściwego mężczyznę i za jego sprawą doświadczy prawdziwej miłości.
    Tajemnica skrywana przez Monikę w końcu doprowadza ją na skraj przepaści w Tatrach. Jej samobójcza śmierć wywraca do góry nogami życie przerażająco wielu osób, a konsekwencje stają się większe i większe, nakręcając spiralę zła... 
    Większość książek Magdaleny Zimniak opiera się na jednym, dobrze wykreowanym zaburzeniu psychicznym: w "Białych różach dla Matyldy" jest nim Zespół Münchhausena, w "Odezwij się" nerwica natręctw, natomiast w przypadku "Wschodu Księżyca" jest to Zespół Cotarda, zaburzenie powodujące, iż osoba chora uważa samą siebie za martwą. Jednak, o ile we wcześniejszych powieściach główną rolę odgrywała sama psychika bohaterów, ich motywacje, uczucia, a także skutki działań popełnionych pod wpływem choroby, o tyle tym razem samo zaburzenie pojawia się bardzo subtelnie i stanowi raczej spójnik dla pozostałych wątków, a całość balansuje na pograniczu metafizyki. Nauka miesza się tu z duchowością, świat realny ze światem zjaw... Tak naprawdę, cała siła "Wschodu Księżyca" leży w emocjach, jakie on wywołuje. Zespół Cotarda, który doskonale pasuje do spektrum zainteresowań autorki i który często przywołuje się w recenzjach i reklamach, tu jest jedynie pretekstem do snucia historii będącej taką, jak Tatry: tajemniczą, groźną, lecz mimo wszystko fascynującą.
    Jednym z najmocniejszych elementów tej powieści są bez wątpienia kreacje bohaterów. Każda z obecnych tu postaci jest żywa i uniwersalna, a choć dobro i zło są nazywane po imieniu, nikomu nie można przypisać bycia jednoznacznie dobrym lub jednoznacznie złym. Na kartach powieści widzimy ludzi takich, jakich spotykamy w prawdziwym życiu. Pojawia się element kreacji, ale jest on prowadzony bardzo subtelnie. Mamy Basię będącą "jak chleb". Mamy Tomka, który pod maską żartownisia skrywa wrażliwość i dobroć. Mamy księdza Marcina, który, będąc wzorowym kapłanem, cały czas pozostaje człowiekiem. Bez wątpienia, psychologia postaci działa tu bez zarzutu.
    Choć jestem szczerze zafascynowana kolejnym niezwykłym światem stworzonym przez Magdalenę Zimniak, myślę, że jest to literatura, która nie każdemu przypadnie do gustu: jest ona mocno psychologiczna i angażująca emocjonalnie, więc jeśli ktoś sięga po nią, licząc na kryminał z dreszczykiem grozy, może poczuć się rozczarowany. Fabuły w zasadzie nie da się streścić w kilku prostych zdaniach - wszystko tu jest grą emocji i zmysłów i często wymyka się logice. Jednak sięgając po tę pozycję świadomie - z zamiarem poznania thrillera psychologicznego - możemy być pewni, że spędzimy czas z godnym przedstawicielem swojego gatunku. Gatunku, który nieco wyłamuje się z konwencji za sprawą fantastycznie wplecionych elementów metafizyki.

Popularne posty