poniedziałek, 26 października 2020

Jestem Katoliczką i nie zgadzam się na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. #nietylkomusical

    W obliczu ostatnich wydarzeń bardzo trudno jest mi przejść do porządku dziennego. Temat zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej powraca po raz kolejny w ciągu ostatnich lat, i za każdym razem jest coraz trudniejszy. Dla mnie jako Katoliczki i dla mnie jako Kobiety... Czy jestem za ochroną życia poczętego? Tak. I czy jestem za możliwością wyboru? Tak.
    Obecna sytuacja stawia mnie i moje sumienie w obliczu strasznego wyboru, z którego nie ma dobrego, prostego rozwiązania. I w takiej sytuacji są obecnie tysiące kobiet w tym kraju, które, tak jak ja, wierzą w Boga i chcą postępować zgodnie z Jego wolą, a jednak czują, że przez ostatnie decyzje władz, które zapadają pod hasłem ratowania życia nienarodzonych dzieci, dzieje się coś niedobrego.
    Tym tekstem chciałabym przedstawić moje stanowisko jako osoby wierzącej, chodzącej do kościoła i przeciwnej aborcji, która nie zgadza się na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Mam nadzieję, że moje przemyślenia komuś pomogą, zwłaszcza, jeśli ten ktoś również wierzy i nie umie się w obecnej sytuacji odnaleźć. Jeżeli uda mi się otworzyć pole do rozmowy, będzie to mój największy sukces od dnia założenia bloga... Jakby nie patrzeć, wszystkie strony konfliktu walczą o życie. Wszyscy w pewien sposób chcemy tego samego. Więc rozmawiajmy, zanim dojdzie do wojny tam, gdzie jest ona całkowicie zbędna.




    Pierwsza rzecz, którą muszę podkreślić to fakt, że jestem za ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Bardzo wierzę w Boga i wierzę w to malutkie życie od pierwszych jego chwil - bez względu na to, jak długo "nie jest" ono człowiekiem, od samego początku jest Życiem, jest niewyobrażalnym Cudem, które należy chronić. Jednocześnie wiem, że w moim życiu było i jest mnóstwo takich momentów, gdy tej wiary jest we mnie za mało, a dużo mniejsze ciężary wydają się nie do udźwignięcia. I nie potrafię powiedzieć, jaką podjęłabym decyzję, gdyby się okazało, że moje wyczekiwane maleństwo pod sercem jest nieodwracalnie chore. Że będzie umierać w męczarniach na moich rękach. Jak wielka musiałaby być moja wiara, by powierzyć to Bogu i Mu zaufać, oddać Mu cierpienie moje i dziecka w nadziei, że On to wszystko poprowadzi w najlepszy możliwy sposób...
    Myślę o tym i nie potrafię sobie wyobrazić, że osoby, które nie wierzą w Boga, nagle tracą możliwość wyboru. Będąc w sytuacji, która sama w sobie jest straszną tragedią - bo, nie oszukujmy się, dotychczasowy kompromis aborcyjny mówił o najstraszniejszych przypadkach, jakie mogą spotkać przyszłych rodziców - tracą swoje własne "mniejsze zło". "Mniejsze zło", które staje się koniecznością, jeśli komuś brakuje wiary i właściwego wsparcia.
    Chociaż głos Kościoła w sprawie ochrony życia od zawsze był dla mnie jasny, poważnie zastanawiam się, czy takie zero-jedynkowe podejście do aborcji, jakie teraz proponuje rząd, jest zgodne z wiarą. Zwłaszcza, jeśli za punkt odniesienia bierzemy naukę Jezusa. Gdy zaczęłam samodzielnie czytać Pismo Święte, uderzyło mnie, że Jezus wcale nie był (jak od zawsze mnie uczono) przykładnym, grzecznym i pobożnym człowiekiem, którego zabili bezbożnicy - to był rewolucjonista zamordowany w imię wiary. Rewolucjonista, który nie pozwolił wymierzyć słusznej kary jawnogrzesznicy, publicznie pracował w dzień święty, w nosie miał wiele niemal odwiecznych tradycji... Jezus ponad każdym prawem i każdym grzechem stawiał miłość. I uczył, że prawo jest dla ludzi, a nie ludzie dla prawa - że wszystkie zalecenia, jakie dostaliśmy od Boga, mają nam służyć, a nie stawać się między nami kością niezgody. Czy możemy więc uznać, że Jezus popierał wolny seks i lichwiarzy, odradzał świętowanie Siódmego Dnia, a biblistów i prawników tylko wytykał palcami za trzymanie się zasad? Nie. Cytując 11 rozdział według świętego Łukasza: "Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiej jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić, i tamtego nie pomijać." Z tego fragmentu wynika, że Jezus nie obalał żadnego prawa, a jedynie ustawiał je w hierarchii: najpierw miłość i sprawiedliwość, a dopiero później religijne powinności. To doskonale odnosi się do obecnej sytuacji: warto odpowiedzieć sobie na pytanie, co miłujemy bardziej: prawo zakazujące aborcji, czy drugiego człowieka, któremu na tej aborcji zależy?
    Doskonale rozumiem argument, że aborcja sama w sobie też nie jest dobrym rozwiązaniem, że pozostawia ślad do końca życia. Nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, aby się z tym kłócić. Jednak dostrzegam tutaj pewien szkodliwy schemat myślenia: jeśli dokonamy aborcji na dziecku, które i tak umrze po urodzeniu, będzie to dla nas trauma do końca życia. Trauma wyłącznie z powodu aborcji. A jeśli urodzimy dziecko i pozwolimy mu żyć te kilka minut, czy nawet kilka dni, będzie to prostsze... Dziecko odejdzie cicho i spokojnie, a matka z pokojem w sercu odmówi modlitwę dziękczynną za jego życie i pomimo doświadczonej straty, będzie w stanie wrócić do normalnego życia. Taki obraz wyłania się z licznych świadectw... i odnoszę wrażenie, że temu pięknemu obrazkowi brakuje tylko chórów anielskich. Pomimo, iż uważam, że większość świadectw jest niezwykle krzepiąca i potrzebna, to zdarzają się również takie, które cierpienie pokazują w złotej ramie: z jednej strony je gloryfikują, a z drugiej nie pokazują wszystkiego. To tak, jakby kobietom, które mają stracić swoje dzieci, obiecywano mistyczne doznanie... Często w najlepszej wierze, ale jednak z fatalnym skutkiem. Bo żadna utrata dziecka, czy przez aborcję, czy w wyniku jego choroby, nie może być łatwa. Każdy taki przypadek zasługuje na potraktowanie go osobno i z najwyższą wrażliwością i miłością. Tu jest potrzebna empatia, a nie prawo... W dalszej części Ewangelii według świętego Łukasza Jezus mówi: "I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie" (Łk 11, 46). W moim odczuciu Jezus nawołuje nas tutaj właśnie do empatii... W tych najtrudniejszych sytuacjach dla każdej kobiety nie wolno widzieć jedynie prawa.
    W zaostrzonej ustawie antyaborcyjnej jest też pewien problem, na który pół roku temu zwrócił uwagę ojciec Adam Szustak w swoim vlogu. Zachęcam do obejrzenia całego jego filmu: "Czy katolik może popierać kompromis aborcyjny?". Ojciec Szustak podkreśla tutaj, jak kruchy i trudny do utrzymania w dzisiejszym świecie był kompromis, który mieliśmy w Polsce do tej pory. W momencie, gdy zostaliśmy postawieni przed koniecznością, której większość obecnego świata nie jest w stanie zaakceptować, prędzej czy później przyjdzie ktoś, kto to obali i wtedy już nikt nie będzie się bawił w żadne kompromisy. I coś, co miało służyć ochronie życia, w rzeczywistości będzie tym, co pociągnie za sobą znacznie większą ilość żyć - również tych narodzonych. Tych, które zamykają się w chrześcijańskiej deklaracji ochrony życia "od poczęcia do naturalnej śmierci". 
    Odpowiedzmy sobie na pytanie, czy o to nam właśnie chodzi? Czy nasze "czyste sumienie" jest równoznaczne z ratowaniem niewinnych żyć? Na moim Facebooku już w czwartek zauważyłam, iż zostało uruchomione podziemie aborcyjne, które prawdopodobnie pociągnie za sobą znacznie więcej ofiar, niż kompromis aborcyjny. Kto wie, ile nielegalnych zabiegów będzie przeprowadzanych w garażowych warunkach, przez osoby, które nie mają o tym pojęcia? Nie można zamykać oczu, nie można poruszać się w świecie czarno-białym. Wiem... chcemy ratować życie. Ale ta ustawa prawdopodobnie pociągnie za sobą więcej żyć, niż jakikolwiek kompromis. 
    Moim zdaniem, jeśli zależy nam, by aborcji było mniej, pierwszą i najważniejszą rzeczą jest stworzenie rodzicom warunków do wychowywania bardziej wymagającego dziecka. Oczywiście, nowa ustawa wspomina o pomocy dla takich rodzin... Ale jest to wielki ogólnik, który każe spodziewać się raczej ruletki: ten dostanie pieniądze, ten będzie krócej czekał na rehabilitację, a ten tylko pocałuje klamkę. Jasno określony program pomocy to coś, od czego należało zacząć. A w państwie, gdzie szwankują tak podstawowe rzeczy, jak edukacja, służba zdrowia, czy kwestia adopcji, podnoszenie poprzeczki jest zwyczajnym okrucieństwem, przy którym skrócenie życia poczętego, które nie ma szans przetrwać w tym świecie, faktycznie wygląda jak akt łaski.
    W zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej nie widzę działania zgodnego z wolą Boga... i nie wierzę w taki Kościół, który stawia prawo ponad człowiekiem. Tam, gdzie należę, chcę widzieć miłość nie tylko do Boga, ale i do bliźniego. I są miejsca, gdzie tak faktycznie jest. Spotkałam na swojej drodze wspaniałych Kapłanów przez duże "K", którzy uczą tolerancji, bez względu na poglądy i różnice (w tym orientację seksualną) i z ambony nawołują, aby aborcja była rozliczana sumieniem, a nie prawem. Ale są też tacy kapłani, którzy widzą tylko prawo i zapominają o miłości. Myślę, że nie można myśleć o Kościele przez pryzmat albo jednych, albo drugich. Jesteśmy teraz w trudnym momencie dziejów - gdy dzięki Internetowi wszyscy jesteśmy ze sobą tak blisko, jak jeszcze nigdy i musimy od nowa nauczyć się ze sobą żyć. Musimy poszerzyć nasze granice tolerancji i musimy wierzyć, że jesteśmy w stanie żyć obok siebie i szanować nawzajem naszą inność. Bóg to wszystko widzi i ufam, że doprowadzi nas do lepszego momentu, niż jesteśmy obecnie.
    Ta cała sytuacja jest dla mnie, osoby wierzącej, bardzo trudna. Zmusza się mnie, bym wspierała stronę, po której padają hasła bardzo mnie krzywdzące i absolutnie niezgodne z tym, w co wierzę. Już poprzednio wokół ustawy narosło wiele mitów i wiele kłamstw, które stawiały w niekorzystnym świetle nie władze, ale walczące kobiety, i tak bywa również teraz. W tym wszystkim muszę pozostawać w ciągłym kontakcie z Bogiem, a także z ludźmi, którzy w spokojny i rzeczowy sposób dzielą się ze mną swoimi przemyśleniami. Codziennie zastanawiam się, czy na pewno dobrze postępuję, a będąc z moimi poglądami tu, gdzie jestem teraz, czuję się podwójnym zdrajcą - zdrajcą kobiet, bo chodzę do kościoła, i zdrajcą Kościoła, bo nie popieram zaostrzenia ustawy. Czekam, aż to wszystko się skończy, wspieram, kogo mogę... i modlę się.
    Modlę się o prawo do aborcji.

4 komentarze:

  1. Jeden z najmądrzejszych komentarzy jakie ostatnio przeczytalam. mamy podobny pogląd i sama kolejny dzien zastanawiam sie jak i czy skomentowac obecna sytuacje w mediach spolecznosciowych. wlasnie bojac sie ataku jako podwojny zdrajca... bardzo trudne czasy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzenie na Musical28 października 2020 13:43

      Masz prawo do swoich poglądów i do ich wyrażania :) Pamiętaj, że nikt nie ma prawa Cię atakować - tak się okazuje strach i słabość. Jesteś silniejsza od każdego, kto będzie na Ciebie pluł jadem :)
      Dziękuję za miłe słowa... i życzę dużo sił!!!

      Usuń
  2. Zgadzam się z prawie każdym słowem. Jedyna wątpliwość, którą mam, to czy rzeczywiście wszyscy chcemy tego samego - ochrony życia - czy jednak niektórym chodzi np. o pokazanie dominacji jednej płci nad drugą. I w tym świetle wykorzystanie Wiary i władzy - jeżeli prawdziwe - jest wyjątkowo paskudne. Też jestem podwójnym zdrajcą. Mało tego: nie kryję się z tym, ale dla mnie też niektórzy kapłani spowodowali, że odeszłam od konkretnych kościołów, pozostając we wspólnocie, dopóki nie znalazłam takich, którym bliżej do Jezusa niż faryzeuszy. I oni też wyraźnie zabrali głos w tej dyskusji - i mówią o miłości, bez moralizatorstwa, bez oceny. Dlatego jeszcze tylko dodam od siebie, żeby nie tylko wysłuchać Ojca Szustaka, ale także aby posłuchać Arcybiskupa Rysia sprzed 2 dni (na YT to film zatytułowany "Jezus mówi w jaki sposób stanowi się prawo i jak się je wypełnia").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzenie na Musical28 października 2020 14:16

      Pisząc o "wszystkich", miałam na myśli przede wszystkim społeczeństwo :) Też mam wątpliwości co do intencji rządzących, choć uważam, że nikogo nie należy osądzać. Ja sama wychowałam się w duchu patriarchalnym i musiałam włożyć mnóstwo pracy, aby być tu, gdzie jestem teraz. Wiem, że takie wychowanie jest bardzo oparte na strachu i ślepym wykonywaniu narzuconych ról społecznych. Nikogo nie bronię, po prostu staram się zrozumieć... również po to, by skuteczniej z tym walczyć.
      Dziękuję za polecenie filmu! Abp Ryś powiedział bardzo mądre słowa...
      "Gdzie się usuwa miłość, prawo traci swój sens". Uważam, że to jest jeden z kluczy, którym powinno posługiwać się chrześcijaństwo.

      Usuń

Popularne posty