piątek, 1 czerwca 2018

Zamaskowany bohater kradnie serca w Teatrze Muzycznym w Łodzi [RECENZJA]

Musicale dla najmłodszych są chyba najpopularniejszą odmianą tego gatunku w Polsce. Niestety, spora część z nich to po prostu bajki muzyczne - błędnie nazywane właśnie "musicalami" - zrobione na niewielkich scenach z udziałem zaledwie garstki aktorów, a pełnowymiarowe produkcje z dużym zespołem wokalno-tanecznym i efektami specjalnymi to wciąż u nas rzadkość. Na szczęście, taką właśnie produkcję możemy oglądać w Teatrze Muzycznym w Łodzi. "Zorro", bo o tym tytule mowa, to wspaniała propozycja dla najmłodszych... i nie tylko. Dobrze skrojone dzieło z energetyzującą, hiszpańską muzyką, kolorową scenografią, bogatymi kostiumami i - przede wszystkim - ogromnym zespołem bardzo dobrych artystów to produkcja, w którą da się wciągnąć absolutnie każdy.
   Legenda hiszpańskiego obrońcy uciśnionych jest wszystkim doskonale znana, ponieważ ten temat obecny jest w wielu dziełach kultury, zarówno dla dorosłych, jak i dzieci, jednak za każdym razem mamy do czynienia z nieco inną historią. W inscenizacji łódzkiej zdecydowano się na opowieść prostą, z wyraźnym ciągiem przyczynowo-skutkowym oraz kilkoma bajkowymi akcentami. Występuje tu postać narratora, pojawia się wyraźny podział na postaci dobre i złe, zaś historia kończy się ukaraniem winowajcy oraz lekcją mówiącą o tym, że każdy może być bohaterem. Choć tematyka z pewnością przypadnie do gustu przede wszystkim chłopcom, to bez wątpienia żadna dziewczynka nie wyjdzie z teatru ani znudzona, ani uboższa w ważną lekcję; pojawiająca się tu postać Esmeraldy (przyjaciółki Diego z dzieciństwa) to przykład kobiety odważnej, zaradnej, a jednocześnie wrażliwej i świadomej swojej wartości i jest doskonałym wzorem do naśladowania.
   Reżyserią, jak również stworzeniem libretta tego musicalu zajął się Jacek Bończyk. Jest to artysta o dość charakterystycznym, nieco bajkowym stylu, który wspaniale wypada w zetknięciu z tą tematyką. Akcja jest zwarta, a bohaterowie ciekawi i trójwymiarowi, zaś piosenki doskonale nadają się dla najmłodszego widza. Nie brakuje tu humoru, ale znalazło się też miejsce na kilka pięknych, sentymentalnych sekwencji. Całości dopełnia przepiękna, hiszpańska muzyka autorstwa Zbigniewa Krzywańskiego, a także bogata choreografia z elementami flamenco, za którą odpowiada Inga Pilchowska. Piękne kostiumy stworzyła Anna Sekuła, zaś autorem tak bajkowej, a jednocześnie funkcjonalnej scenografii może być tylko Grzegorz Policiński.
   Postacią, która rozpoczyna historię i pojawia się co jakiś czas, jest narrator Dionizy, w którego wciela się Karol Lizak. Ogromnym walorem tego artysty jest piękny, klasyczny głos, choć kreacja aktorska nie wykorzystuje w pełni możliwości, jakie daje ta postać. Dla dorosłego widza będzie to zauważalne, jednak młodsza część widowni będzie po prostu skupiona na interakcjach z nim, zaś momenty, w których w "magiczny" sposób podnosi on kurtynę i przesuwa scenografię, zawsze budzi najszczerszy zachwyt u dzieci.
   Bardzo dużo pozytywnych emocji wzbudzają tu typowo bajkowe postacie, czyli gadające konie: Tornado (Marcin Ciechowicz) i Wichurka (Aleksandra Janiszewska), a także Mistrz Cactusarro (Piotr Kowalczyk). Ich obecność wydaje się sprawiać dzieciom więcej radości, niż jakakolwiek inna kreacja, choć tak naprawdę w całym spektaklu nie ma ani jednej źle zagranej postaci. Jest zły do szpiku kości i przedstawiający sobą piękną karykaturę pazernej władzy, kapitan Monastario, czyli Paweł Erdman. Jest ciapowaty i żarłoczny sierżant Garcia (Maciej Markowski). Są członkowie gwardii, Lopez (Czesław Drechsler), Gomez (Marek Prusisz) i Torres (Dawid Sobczyk), których zdolności władania bronią są śmiesznie niskie (jest to pięknie zarysowane przez ich powyginane szpady). Jest też ozdoba całej komendy, śmieszny i głupiutki Mendoza, w którego fantastycznie wciela się Michał Mielczarek. Po tej "dobrej" stronie mamy z kolei piękną i bardzo dobrą wokalnie Esmeraldę, czyli Emilię Klimczak, poważnego i dobrodusznego ojca głównego bohatera, Don Alejandra (Andrzej Orechwo), wiernego sługę i przyjaciela Bernarda, czyli energicznego i zabawnego Rafała Łysaka, a w końcu - głównego bohatera, w którego wciela się Szymon Jędruch, który potrafi z równą lekkością operować zarówno szpadą, jak i pięknym, klasycznym głosem.
   Chyba jedynym minusem tego musicalu jest fakt, że jest on wystawiany jedynie w tygodniu, w godzinach, gdy odbywają się lekcje. Oczywiście, spektakle zawsze są oblegane przez wycieczki, jednak stwarza to pewien problem dla tych widzów, którzy chcieliby przyjść całą rodziną, a wolne mają tylko weekendy. Chociaż moim zdaniem, jeżeli istnieje jakieś ciekawe i wartościowe przedstawienie, które jest warte wagarów w szkole oraz dnia wolnego w pracy, to z całą pewnością jest to "Zorro" w Teatrze Muzycznym w Łodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty